Pokonaliśmy 2:1 i to w Kamieńsku - Świt. Pierwszy raz w historii. Po tym meczu w klubie zapanowała euforia. Co niektórzy za długo nim żyli i myśleli, że wygramy już z każdym, a dla mnie było to zwykłe ligowe spotkanie. Gazeta rozmawia z grającym trenerem Piasta Krzywanice Marcinem Przybyłem
GAZETA RADOMSZCZAŃSKA: Liczba klubów, w których pan grał nie jest duża?
MARCIN PRZYBYŁ: - Mogła być większa. Na początku XXI wieku III-ligowy LUKS Stasiak Bak-Pol Gomunice chciał mnie pozyskać, lecz działacze z Woli Krzysztoporskiej postawili zaporową cenę. Byłem nawet na testach do II-ligowej słynnej Piotrcovii-Ptak, lecz w jednym z meczów kontrolnych złamałem kość strzałkową i marzenia o wielkiej piłce prysły, bo kontuzja wykluczyła mnie z gry na 1,5 roku.
Który okres ze swojej przygody z piłką był według pana najlepszy?
- Chyba ten we Włókniarzu, w którym byłem przez cztery lata. Zespół był wówczas w okręgówce, ale z roku na rok awansowaliśmy, najpierw do IV i od razu do III ligi łódzko-mazowieckiej. Była już wówczas Ekstraklasa, więc to był czwarty poziom rozgrywkowy. W tym czasie w zespole grali tacy piłkarze z ekstraklasową przeszłością jak Jacek Berensztajn, Robert Górski, Krzysztof Kukulski, czy Hubert Kościukiewicz, a zespół prowadzili m.in. Piotr Szarpak i Sylwester Szkudlarek.
Dalej mieszka pan w Woli